Miasteczko kłamców - Megan Miranda - recenzja




"Las ma oczy. [...]
Tutaj nic nie pozostaje na zawsze zaginione."

Kupując tę książkę, byłam święcie przekonana, że mi się spodoba. Naprawdę warta uwagi okładka, obiecany rollercoaster, żyć nie umierać! Niestety, jak się później okazało, nijak ma się to do rzeczywistości. 

Pewnego dnia ginie dziewczyna. W małym miasteczku Cooley Ridge zaczyna się śledztwo. Wszyscy są podejrzani, ale nikt nie zostaje zatrzymany. Jak się można domyślić, mieszkańcy sami wskazali winnego. Po dziesięciu latach, główna bohaterka, Nicolette Farrell, dostaje tajemniczy list. Tyle wystarczy, aby wróciła do, zapomnianego już, rodzinnego domu. Aby zostawiła swojego narzeczonego. Dzień po dniu zaczynają wychodzić na jaw nowe fakty dotyczące zniknięcia Corinne Prescott. Dawni przyjaciele wreszcie zaczynają ze sobą szczerze rozmawiać. 

W książce pojawił się wątek miłości sprzed lat. Bohaterka wraca do miasteczka i już pierwszego dnia daje znać o sobie jej były chłopak. Nie można zapomnieć również o fakcie, że Nico zostawiła swojego bogatego, wręcz idealnego narzeczonego w mieście. Niestety, to minus tej książki. Jest to bardzo częsty zabieg w pozycjach młodzieżowych, trochę nie spodziewałam się go tutaj. Nie byłby aż tak niewygodny, gdyby nie fakt, że przez dużą część historii, autorka go wplatała. 

Ciekawym manewrem okazać się może zamiana kolejności dni. Większa część historii opowiadana jest do tyłu. Pomysł był naprawdę dobry, jednak wykonanie...troszkę gorsze. Styl autorki jest niewątpliwie lekki, książkę czyta się naprawdę szybko, płynnie. Nie ma zbędnych, zapchaj dziurę opisów, jednak nie buduje to napięcia. Dni liczone od tyłu zaczynają się w pewnym znaczącym dla fabuły miejscu. Czytelnika dopada wtedy lekka frustracja, że teraz ma przed sobą grubo ponad połowę książki, a ktoś zostawił go w niepewności. Na szczęście, nie trwa ona długo, ponieważ już po pierwszym rozdziale po całej tej sytuacji, kompletnie zapominamy o tym, że ktoś urwał wątek.


Miasteczko kłamców to pierwszy thriller Megan Mirandy. Mimo, iż czyta się go szybko, nie buduje niepokoju, nie jest straszny i można nawet powiedzieć, że lekko się dłuży. Jest obszerny, trzeba to przyznać. Choćby z uwagi na fakt, że mamy okazje poznać retrospekcje Nicolette, które zdarza jej się bardzo często przywoływać. Miło jest poznać bohaterów z innej strony, dowiedzieć się o ich drugich twarzach. Brakowało mi tutaj jednak dreszczyku emocji. 

Czy  jest to dobra książka? Wydaje mi się, że dla osoby, która nieczęsto czyta thrillery, będzie to naprawdę bardzo dobry początek. Większość fabuły to, wspomniane wcześniej, przywoływania do wydarzeń z przeszłości. Nie jest specjalnie straszny, więc dla osób, które chcą spokojnie wkroczyć w świat thrillerów, zobaczyć, co w trawie piszczy, będzie idealny. 
Ja jednak nie sięgnęłabym po tę pozycję jeszcze raz. 


instagram - siejonka

Komentarze

  1. Nie lubię tego typu książek, nie przemawiają do mnie i pomimo licznych prób i usiłowania przekonać się do thrillerów nie daję rady, nie muszę lubić wszystkiego :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    https://paulina-berczynska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham thrillery, ale raczej ten nie dla mnie. Wolę mocne thrillery z szybką akcją :)
    Buziaki! ;*
    Dolina Książek

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba po nią nie sięgnę. Nienawidzę klimatu High School Drama, z narzeczonym w tle i dawnym chłopakiem obok, zwykle są dla mnie irytujące i zbyt przewidywalne. Zazwyczaj też bohaterki takich historii nie oferują zbyt wiele swoją osobą. Szkoda, że książka mimo zachęcającego opisu nie okazała się być tym czego oczekiwałaś.

    Pozdrawiam serdecznie!
    Cass z Cozy Universe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jednak nie jest to typowa High School Drama, troszkę do niej brakuje, choć ta aura jest zauważalne. Może jednak przekonasz się w przyszłości do tej pozycji.
      Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz