Dziewczyna z Brooklynu - Guillaume Musso - recenzja


Autor: Guillaume Musso
Tytuł: Dziewczyna z Brooklynu
Tytuł oryginalny: La fille de Brooklyn
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 368


O autorze tej książki nigdy wcześniej nie słyszałam. Pewnego dnia zobaczyłam na jakimś bookstagramie tę książkę i pomyślałam, że to będzie kolejny nudny romans z miłą dla oka okładką. Jakież było moje zdziwienie, gdy w księgarni przeczytałam, że to tak naprawdę thriller. Nie rozumiałam dlaczego. Zazwyczaj okładka jest mrożącą krew zapowiedzią, a tutaj? Później okazało się, że właściwie okładka nie mija się z treścią. Na pozór normalna, może nawet bajkowe osoba, ale z mroczną przeszłością.



Główny bohater książki - Raphael Barthelemy - jest znanym pisarzem, jednak od trzech lat zawiesił swoją działalność twórczą. Wraz z praktykantką szpitala wyjeżdża na kilka dni nad Lazurowe Wybrzeże. Początkowa tajemniczość dziewczyny przestała go już intrygować, zaczyna zasypywać wybrankę męczącymi pytaniami, dotyczącymi jej przeszłości. W pewnym momencie kobieta pęka, pokazuje narzeczonemu zdjęcie, które go zmroziło. Po tym wydarzeniu mężczyzna wybiega z pomieszczenia, jednak dręczące wyrzuty sumienia każą mu wrócić. Chęć wysłuchania historii Anny do końca jest silniejsza od wszelkich uprzedzeń, jednak po powrocie okazuje się, że ślad po kobiecie zaginął. Raphael zaczyna prywatne śledztwo, podczas którego jego prawą ręką jest sąsiad, emerytowany inspektor policji - Marc Caradec. Niestety okazuje się, że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż na początku mogło się to wydawać.




Być może myślicie teraz, że jest to raczej przeciętna historia, jednak muszę przyznać, że po klęsce z Miasteczkiem kłamców, które niedawno recenzowałam (klik), ta pozycja jest naprawdę dobrym thrillerem. Nie dość, że czyta się go szybko, mamy możliwość zasmakowania dreszczyku emocji. Ponadto, Musso stworzył tak ciekawych bohaterów, że ciężko nam się z nimi rozstać, a w momencie, gdy znajdują się w niebezpiecznych sytuacjach, nie możemy opanować własnych emocji. 




Tytułowa Dziewczyna z Brooklynu pojawia się w książce nieustannie, jednak tak naprawdę poznajemy ją tylko dzięki prowadzonemu śledztwu. Nie mamy wcześniej okazji jej poznać, ale gdy wreszcie zaczynamy dowiadywać się nowych rzeczy o jej przeszłości, coraz bardziej się gubimy. Rzeczy, które wcześniej wydawały nam się tak wyraźnie, coraz bardziej bledną, wciąż pojawiają się nowe wątki.




Ta historia ukazuje nam, że w związku nie zawsze trzeba wszystko wiedzieć. Każdy ma swoją drugą stronę, której nie lubi pokazywać. Jeśli postanowi ją ujawnić, powinna być to tylko i wyłącznie jego decyzja. Bez przymusu, który może sprawić, że cała relacja posypie się w gruzy, że cały związek może rozpaść się jak domek z kart.




Pozycja zawiera dwa typy narracji, które byłyby całkowicie na plus, gdyby w pewnym momencie autor nie zepsuł napięcia, które wcześniej stworzył. Zaletą jednak są na pewno retrospekcje, do których mam szczególną słabość. U autorów thrillerów są częstym zabiegiem, z czego bardzo się cieszę.




Mimo tego, że w pewnym momencie książka przybrała trochę formę serialu House of Cards, a ja myślałam, że autor wyskoczy zaraz z Underwoodem, pozycja nie powiela schematów, jest wielowątkowa, przez co nie nudzi. Wciąż coś się dzieje, jednak nie czuć przesytu. Guillaume Musso znalazł złoty środek, za co naprawdę wielkie chapeau bas. 


Ocena: 8/10

Komentarze

  1. O tej książce jeszcze nie słyszałam ;) W wolnej chwili chyba po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam już wiele recenzji tej książki (chyba wszystkie pozytywne) i muszę przyznać, że bardzo mnie ciekawi :D
    Mam nadzieję, że dane mi będzie w końcu po nią sięgnąć :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz