The Cathedral – Ricky D'Ambrose – recenzja


Tytuł: The Cathedral
Reżyseria: Ricky D’Ambrose
Kraj: USA
2021, 87 min
Mastercard Off Camera, sekcja: Amerykańscy Niezależni

The Cathedral to historia rodziny Damroschów, której centrum jest Jesse. Poznajemy opowieść o życiu chłopca, który żyje w wielopokoleniowej rodzina. Rodzinie, która nie ma ze sobą najlepszego kontaktu. A w większości przypadków nie ma go wcale. Każdy sprawia wrażenie bycia skłóconym ze wszystkimi członkami. Widzimy ostatnie telefony, ostatnie spotkania. A jeśli już do jakiegokolwiek z nich dochodzi — wybucha kłótnia, która psuje wszystko. Najsmutniejszy jest tutaj fakt, że bohaterowie chodzą na palcach, są ewidentnie zestresowani, czekając tylko na moment, aż ta kłótnia nastąpi. Bo nastąpi na pewno.

The Cathedral jest o dorastaniu, o ciągłym braku pieniędzy oraz Ameryce, która traumatyzuje. Nie zabrakło przebitek z zamachu, nie zabrakło też polityki. Niestety w tym ostatnim przypadku; nic nowatorskiego. Nie odbierając ważności i powagi sytuacjom, widzieliśmy to już niejednokrotnie, pokazane w ten sam sposób.

Gdzieś na początku filmu mamy scenę, jak ojciec głównego bohatera uczy się obsługiwać kamerę. Cały ten film jest trochę jak kadry, które mógł wtedy nakręcić. Oprócz faktycznych z niej przebitek, mamy przed sobą wiele artystyczno-estetycznych kadrów, które niewiele wnoszą do fabuły. Są jakby hołdem dla rzeczy, prostych linii czy satysfakcjonującego odrywania taśmy malarskiej. Dosłownie.

Nie wiem, czego się spodziewałam po tym filmie, ale nie tego. Wyobrażałam sobie, że będzie jakaś katedra. Że będzie coś monumentalnego, wzniosłego. Że coś zachwyci. Był to jednak film o rodzinie, co gorsza — rodzinie zupełnie zwaśnionej, która spędza ze sobą czas, bo wypada. Być może chodziło o budynek jako rodzinę? Może to wystawienie rodzinnego pomniku? Zasadzenie drzewa genealogicznego? Trudno powiedzieć.

Od początku prowadzi nas głos narratorki. Pojawia się wiele imion i nazwisk. Było tego tak dużo, że próbując połapać się w samej historii, nie mogłam zapamiętać imienia głównego bohatera. Zabieg zdecydowanie komplikujący seans. Postacie się nakładały, nie było wiadomo kto jest kim i dla kogo. I nie jest to odosobniona opinia. W trakcie seansu, jak i po, dopytywałam o poszczególne postacie i sceny innych oglądających. Nie doszliśmy do porozumienia, a to chyba najgorsze, z czym można zostawić widza.


Komentarze