Dewocje - Anna Ciarkowska

Tytuł: Dewocje
Autor: Anna Ciarkowska
Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 185

Dewocje kupiłam przedpremierowo, ale zaczęłam czytać dopiero kilka dni temu. Ciarkowska patrzyła na mnie z pozycji przeczytanych Pustostanów i równie [co ona] nieprzeczytanego Sandersa. Z tą tylko różnicą, że w Dewocji stronę nawet nie patrzyłam. Trochę z racji procesowania własnej dojrzałości, trochę poczucia, że muszę konkretnie do nich dojrzeć. Więc tak sobie czekały, czekały i muszę przyznać, że absolutnie wyczekany został ten moment.

Piękne są te Dewocje. Piękne. Poetyckie, delikatne i… Polskie. Takie słowiańskie, ale nie mistycznie, tylko rodzinnie. Ukazują wieś jako odrębny ekosystem. Współgrający i wykluczających w tym samym momencie. Tak sąsiedzko, zza płotu. Płotu drewnianego, lekko pochylonego już, coby można na niego kogoś nadziać w tych wszystkich uprzejmościach. Takie są Dewocje. A ja w Dewocjach jestem absolutnie zauroczona.

Ciarkowska posługuje się językiem dojrzałym, jest czuła w szczegółach i ma taką świadomość słowa, że dosłownie upojona byłam. A czytałam jej pozostałe powieści i pod każdym względem tę lubię najbardziej. Może właśnie przez świadomość? Tu jest jej jakby więcej. Może tematykę? Mam wrażenie, że nieco bardziej zamknięta od pozostałych. Bardziej dzika i osobliwa. W przypadku Pestek mamy przecież teksty, z którymi absolutnie każdy na jakimś etapie życia miał do czynienia.

Względem słowa „ładne” mam problem, bo ładne to nie piękne, chociaż też nie brzydkie przecież. Niby komplement, też nie obelga, ale to >ładnie< jest takie… Zwyczajne, jakbyśmy się nie postarali. Z drugiej jednak strony tyle uroku jest w tej zwyczajności, że jeśli powiedziane z uśmiecham, nutą zaskoczenia — ładne, cholera, ładne — to można. I ta Ciarkowska właśnie ładna była. Ludzie, tam ładne było wszystko. Zdanie poprzednie zgrane z następnym. W trzewiach jej musiały te słowa dojrzewać przez lata, bo nie wierzę, żeby bez przygotowania coś takiego. TAKIEGO, o!

Komentarze